14 lis 2008

Próba podsumowania projektu Wspólna Przestrzeń

Na początek trochę muzyki z Kazimierza. Tak, żeby zrobiło się milej.
Kroke - Ajde Jano



Już ponad dwa miesiące dzieli nas od zakończenia projektu Wspólna Przestrzeń, jednak jakoś wcześniej nie było czasu napisać żadnego podsumowania. Może nie o czas się tu rozchodzi, a o próbę zebrania i poukładania myśli.
Jak zwykle jest ich bardzo dużo i nie do końca wiadomo co z nimi zrobić.

Kiedy przygotowujesz się do czegoś przez pół roku, myślisz o czymś i planujesz, a potem to się dzieje i nagle kończy, jest ci jakoś dziwnie. Choć z drugiej strony nie na tyle dziwnie, żeby było ci źle. Życie jak wiadomo ma to do siebie, że potrafi zaskakiwać, tak więc jedne rzeczy szybko wkradają się w miejsce tych, które zajmowały cię przez jakiś czas tak, że z trudem przychodzi ci zatrzymać się i pomyśleć.
Tak więc co za nami?

Najpierw podsumowaliśmy w liczbach, bo tak najprościej, najszybciej i trzeba było zrobić to od razu, ponieważ takie dane są potrzebne do wszelkiego rodzaju raportów. W naszych akcjach wzięło udział ponad 600 osób. 50 przechodniów zostało obdarowanych swoją fotografią, wykonaną aparatem wielkoformatowym, więc dość nietypową i co oczywiste niepowtarzalną. Ponadto portrety 12 osób pojawiły się na słupie ogłoszeniowym, w centrum Kazimierza.

Spośród 20 wielkoformatowych zdjęć grup turystycznych na tle Starej Synagogi na płocie obok niej zawisło 13 wydruków o wielkości metr na metr i z tego co nam wiadomo wiszą tam do dzisiaj.

W akcjach z polaroidami powstało 500 zdjęć, które chyba w najbardziej różnorodny sposób oddawały klimat tego miejsca. Były to zarówno prace grupy dzieci ze szkoły im. Józefa Dietla, jak i zdjęcia dorosłych, którzy zdecydowali się przeznaczyć swój czas wolny na podróż z aparatem po Kazimierzu i wykonanie mapy swoje wędrówki. Dzieciaki po lekcjach stworzyły makietę ich miejsca, wykorzystując do tego swoje zdjęcia, posklejane kartonowe pudła, kredki, farby i co tam im jeszcze w ręce wpadło. A prace dorosłych zapełniły stoiska bazarowe na Placu Nowym.

Spontaniczne działania okazały się być siłą napędową drugiego dnia projektu Podróże Kazimierza, kiedy to turyści przyglądający się prezentacji prac wykonanych poprzedniego dnia, decydowali się opowiedzieć o swoich marzeniach dotyczących ich potencjalnie ulubionych miejsc.
Co poza tym?

Pięć osób, które wzięło udział w grze miejskiej. Frekwencja, jak można by to ładnie ująć bez szału, ale efekt całkiem przyjemny, no i kolejne 40 zdjęć dokumentujących dzisiejsze życie dzielnicy.

Ponadto akcja, która po raz trzeci już przyniosła dużo radości ludziom, którzy się w nią włączyli. Zdjęcie przechodnie stało się udziałem 67 osób, a to z kolei dało 201 zdjęć, które można było komuś podarować. Tu również bardzo miły akcent w postaci bardzo pozytywnej grupy młodzieży z IV L.O im Adama Mickiewicza na Kazimierzu. Spędzili z nami około 3 godzin, a wieczorem odwiedzili nas w Alchemii.

Poza tym projekty Laboratorium Edukacji Twórczej CSW Warszawa angażujące przestrzeń i ludzi. Jak można się domyślać zrobiły wrażenie.

Tak nasz projekt przedstawia się w liczbach i bardzo chciałabym go jakoś inaczej podsumować, ale wciąż nie mam pewności czy potrafię to zrobić w inny sposób. Takie podsumowanie musi znaleźć swoje miejsce w czasie i przestrzeni. Myślę, że refleksje kiedyś przyjdą same. Na razie jedyną rzeczą, którą mogę napisać jest to, że nie wiem czy się udało, bo nie wiem co znaczy, że miało się udać. Dla każdego pewnie odnosi się to do czegoś innego. Dla mnie to na pewno było nowe, cenne doświadczenie, sprawdzian z tego, czy można zrealizować coś co się wymyśli, jakiś szalony pomysł, zrealizować marzenie i to owszem spełniło się i pewnie jeszcze przez długi czas będzie mnie zadziwiać i dawać energię do nowej pracy.

Ponadto obok przemyśleń jakie mam na temat działalności animacyjno - kulturalnej gdzieś, chyba właściwie ponad wszystkim pojawia się radość wypływająca z faktu pracy z fotografią, bo przecież nawet jeśli my nic dalej nie powiemy, to ona będzie mówić sama za siebie, tuż obok wspomnień czy przedmiotów, które pozostały. Wszystko przeminie, a ona zostanie, zupełnie niezależnie od nas, będzie żyła sobie własnym życiem, w czyimś portfelu, na lodówce czy chociażby na monitorze komputera. Każdy z uczestników dostał coś od nas, a my dostaliśmy coś od niego, to chyba była uczciwa transakcja. Nawet jeśli ktoś zostawił polaroida przyklejonego do mapy, to na pewno zapamięta, że kiedyś w tym miejscu działo się coś, co może odrywało od codzienności, coś do czego przyczyniła się właśnie fotografia. Obok wspomnień spontanicznych znajomości, spotkań i zabawy w większości pozostaną właśnie zdjęcia, które oprą się czasowi i światu i będą żyły swoim własnym życiem.

Przypomina mi się stwierdzenie kogoś z nas, kto patrząc na słup z portretami powiedział: szkoda, że to zakleją i rzeczywiście szkoda, że te czyste, spokojne i piękne, zatrzymane w ruchu ludzkie twarze zakryły jakieś mniej czy bardziej wyszukane reklamy, tak jak i nasze pozytywne wspomnienia z biegiem czasu zakryją mniej czy bardziej wyszukane wydarzenia codzienności. bo wszystko się kończy jak gdzieś w głowie cicho i po krakowsku pobrzmiewa mi Świetlicki, tak i nasza krakowska przygoda dobiegła końca. Ale tyle ile to miasto dało nam emocji, energii, radości, a czasem nawet żalu i złości, doświadczenia w pracy z ludźmi i w poznawaniu ich, próżno by szukać w codzienności.

Tak więc nie wiem czy się udało, ale wiem, że jestem dumna z faktu, że się odbyło i że mogliśmy dać komuś nieco radości, a za sprawą fotografii zapoczątkować wspomnienie i być może nawet kiedyś, gdzieś daleko zapoczątkować czyjąś opowieść.

Kamila